DIALEKTYKA. Nazwa dialektyka pochodzi od greckiego dialegein, co znaczy dyskutować; dialektyka była więc pierwotnie sztuką dyskutowania. W ciągu długich okresów np. u starożytnych stoików i u scholastyków nazywano dialektyka logikę. W tym znaczeniu dialektyka nie jest bynajmniej zabobonem, ale może być sztuką bardzo pożyteczną. Dopiero filozof niemiecki Hegel nadał słowu nowe, zabobonne znaczenie i odtąd przyznawanie się do dialektyki jest zabobonem. O ile myśl Hegla można w ogóle zrozumieć bo pisze nader mętnie to według niego przyroda dyskutuje niejako sama ze sobą. Wskutek tej dyskusji powstaje ruch, wyłaniają się kolejno różne istoty itd. W dalszym ciągu Hegel i jego zwolennicy twierdzą, że w świecie istnieją sprzeczności, bo przyroda dyskutuje przecież sama ze sobą, a w dyskusji jeden partner przeczy temu, co mówi drugi. A skoro tak jest, skoro świat jest pełen sprzeczności, to zwyczajna logika, która ich nie uznaje, nie jest dobrą logiką, może najwyżej wystarczyć “do kuchennego użytku” (Lenin). W filozofii obowiązuje inna, “wyższa” logika dialektyczna, ze sprzecznościami i tymi podobnymi dziwolągami. Zwolennicy Hegla mówią też wiele o nieistnieniu jednostek: naprawdę ma istnieć tylko całość. Tak np. w państwie jednostka ludzka ma być “dialektycznym momentem” owej całości, a więc państwa, czymś jakby przemijającą falą na powierzchni oceanu.
Z tak pojętej dialektyki obiektywnej, czyli z tego opisu świata, wyrasta następnie tak zwana dialektyka subiektywna, czyli owa rzekomo “wyższa” logika i metodologia myślenia. Lenin, a po nim Stalin, próbowali ustalić reguły tej dialektycznej metody. Według Stalina np. polega ona na tym, że należy patrzeć na zjawiska z punktu widzenia całości, badać dokąd ruch zdąża, zwracać uwagę na przeciwieństwa (Stalin nazywa je jak wszyscy dialektycy “sprzecznościami”) itd. Dialektyka tak pojęta ma być właściwą logiką proletariatu, rewolucji, komunizmu itd.
Większość twierdzeń tak rozumianej dialektyki jest kompromitującym zabobonem. Zabobonem jest na przykład wierzenie, że przyroda “dyskutuje” sama ze sobą. Zabobonem jest wiara w jakąś rzekomo “wyższą” logikę. Innym zabobonem jest wierzenie, że ktokolwiek uzyskał jakiekolwiek wyniki za pomocą owej rzekomej logiki dialektycznej, która jest, w najlepszym razie, zbiorem bardzo prymitywnych rad, nie mogących w żaden sposób równać się zasadom współczesnej metodologii nauk. Sam Marks, na którego dialektycy lubią się powoływać, nie używał nigdy niczego poza zwyczajną logiką formalną i metodologią nauk przyrodniczych. Wierzył zresztą w użyteczność tej ostatniej jak w proroka.
Zabobonny charakter dialektyki jest tak oczywisty, że nawet w Związku Sowieckim, gdzie narzucano ją siłą, odważniejsi filozofowie podnieśli protest. Obecnie toleruje się tam, obok urzędowej dialektyki, także zwykły ludzki rozsądek i autentyczną logikę.
Skąd pochodzi powodzenie dialektyki? Byłoby ono niewątpliwie znacznie mniejsze, gdyby partie komunistyczne całego świata nie przyznawały się do niej i nie narzucały jej wszędzie, gdzie są u władzy. Ale obok przymusu partyjnego odegrała pewną rolę także wiara w znakomitość zabobonnych filozofii w rodzaju heglowskiej. Rozumuje się przy tym mniej więcej tak: wszystko co znakomity filozof zaleca jest pożyteczne i dobre; otóż Hegel jest znakomitym filozofem i zaleca dialektykę, a więc dialektyka jest pożyteczna i dobra. W ten sposób jeden zabobon pociąga za sobą drugi. Skądinąd dialektyka ma tę “zaletę”, że zwalnia swego wyznawcę z obowiązku przedstawiania ścisłych dowodów. Sama dialektyka nie zawiera ani jednego prawa, względnie ani jednej dyrektywy, którą można by nazwać “logiczną”; ale przecząc prawom logiki formalnej, daje swoim wyznawcom złudne wrażenie wolności: wszystko wydaje się być dopuszczalne. Ta fałszywa wolność od praw logiki formalnej jest tylko prawem do bełkotania, do nonsensu.
Niestety w imię tego dialektycznego zabobonu prześladowało się i prześladuje się jeszcze ludzi, zabijając ich nieraz. Zabobon dialektyczny jest jednym z najbardziej złowrogich, jakie znamy.
Patrz: bełkot, logika, marksizm, sprzeczność, wolność.