HAWELIZM. Neologizm utworzony z hebrajskiego rzeczownika hawel, tłumaczonego tradycyjnie przez “marność”. Hawelizm oznacza pogląd przypisywany autorowi biblijnego Eklezjastesa, że “marność nad marnościami - wszystko jest marnością”. Nie ma, innymi słowami, na świecie niczego, o co warto by zachodzić, walczyć, do czego należałoby dążyć - co by w ogóle miało jakikolwiek sens. Hawelizm jest zabobonem szeroko rozpowszechnionym w różnych kręgach kulturowych. W skrajnej postaci wyznaje go buddyzm, albo przynajmniej jego postać uchodzącą za pierwotną (Mały Wóz). Ale i wśród chrześcijan wielu przyznawało się i nadal przyznaje się do tego zabobonu.
Że to jest zabobon, łatwo wykazać przez prostą analizę pojęcia owej marności. Taka analiza pokazuje mianowicie, że w hawelizmie chodzi o bezwzględne, a przy tym wiecznie trwające szczęście i że wszystko, co tego absolutnego i wiecznego szczęścia nie daje, nie zasługuje jego zdaniem na uwagę, jest “marnością”. A to jest przecież oczywisty fałsz. Weźmy na przykład przypadek człowieka, który cierpi na silny ból zębów. Wydaje się jasnym, że usunięcie tego bólu jest dla niego czymś bardzo ważnym, bardzo godnym zachodu, starań i wysiłków - i to mimo, że ono nie da mu stuprocentowego i wiecznie trwającego szczęścia. Podobnie jak w zawodach sportowych. Zawodnik uważa zwycięstwo w turnieju za coś nader ważnego dla siebie, dąży do niego całą siłą woli - aczkolwiek i on wie, że zwycięstwo nie da mu owego bezwzględnego i wiecznego szczęścia, o którym marzą haweliści.
Tak więc hawelizm jest ideałem, którego nie można urzeczywistnić. Nawet samo dążenie do takiego ideału pociąga za sobą złowrogie skutki, bo pozbawia człowieka owych częściowych i przemijających zadowoleń, na których zdaje się polegać jedyne szczęście dla nas na tym świecie.
Patrz: etyka.