GURU. Indyjskie wyrażenie, odpowiadające mniej więcej polskiemu “mistrz”. Są dwa rodzaje guru i dwa związane z tym zabobony. Jeden, to guru w ścisłym słowa znaczeniu, czyli czarodziej kierujący sektą; drugi to filozof przeszłości, którego późniejsi filozofowie, należący do jego “szkoły” uważają za bezwzględny autorytet. Różnica między tymi dwoma zabobonami polega na tym, że pierwszy guru, sekciarski, jest dla jego wyznawców nieprawym połączeniem autorytetu epistemicznego i deontycznego, a nawet autorytetem powszechnym (p. autorytet). Natomiast guru filozoficzny jest tylko autorytetem epistemicznym (tamże). O pierwszym rodzaju zabobonu mowa pod hasłem sekty. Tu pokrótce o drugim. Wyznawcy tego zabobonu obierają sobie za mistrza i przewodnika jakiegoś filozofa przeszłości, np. św. Tomasza, Kanta, Marksa, czy jeszcze innego. Ich stosunek do niego polega na tym, że: 1. wszystko co guru powiedział, albo niemal wszystko, uważają z góry za prawdziwe; 2. przy każdej sposobności powołują się na niego; tak np. jeden z moich znajomych filozofów mówił “To samo nie może równocześnie być i nie być, jak wiemy od Spinozy” - jak gdyby zdrowy ludzki rozsądek na to nie wystarczał; 3. ich praca filozoficzna polega w gruncie rzeczy na komentowaniu owego guru. Zwykli także z dumą podkreślać, że są x-istami (tomistami, szkotystami, kantystami, heglistami, marksistami itp.).

Postawa takiego x-isty jest w tym sensie zabobonna, że jest oczywiście niegodna filozofa, a przecież zajmowana przez ludzi, którzy nazywają się “filozofami”. Prawdziwy filozof nie jest i nie może być żadnym x-istą, nie może znać żadnego guru. Wolno mu co prawda stwierdzać, że jego postawa zgadza się, jeśli chodzi o rzeczy zasadnicze, z postawą takiego czy innego myśliciela przeszłości - ale nie wolno mu uznawać za prawdę wszystkich powiedzeń guru, powoływać się bezustannie na niego jednego, ograniczać się do komentowania guru. Jest też nieładnie, żeby nie powiedzieć szpetnie, kiedy on się x-istą nazywa.

Patrz: autorytet, filozofia chrześcijańska, marksizm, sekty.